XII Bal szkocki
W zeszłym miesiącu wzięłam udział w moim pierwszym balu historycznym, którym, jak wskazuje na to tytuł, był XII Bal Szkocki w Krakowie. Marzyłam o tym od dobrych trzech lat i wciąż trudno mi uwierzyć, że marzenie to spełniłam. Gwiazdy na szczęście mi sprzyjały, więc i termin, i datowanie, okazały się bardzo dla mnie dogodne.
Tematem balu był serial "Outlander", dobrze znany wszystkim kostiumerom i rekonstruktorom. Osiemnastowieczną sukienkę miałam już w szafie, uszyłam ją na VII pszczyński piknik. By trochę tę moją anglezkę odświeżyć, doszyłam z tyłu guziki i tasiemki, którymi "podpięłam" spódnicę tworząc coś na kształt robe a la polonaise (właściwa nazwa tego typu sukni to robe a l'anglaise retroussee). Co do spódnicy spodniej, stwierdziłam, że muszę zrobić nową - stara, poliestrowa zdecydowanie nie wyglądała historycznie, a tym bardziej nie pasowała do szkockich klimatów "Outlandera". Zakupiłam więc brązową bawełnę i z małymi problemami po drodze, stworzyłam z niej całkiem ładną spódnicę, która może służyć i jako halka, i jako spódnica do bardziej mieszczańskich sylwetek.
W tym roku nie ominęło mnie również szycie męskiego stroju. Nauczona jednak poprzednimi błędami, wykonałam go dużo staranniej i "poprawniej historycznie". Zrobiony z, kostiumowy boże, wybacz, ciemnoszarej bawełny podszytej prześcieradłami, które miałam w domu, prezentuje się zadziwiająco dobrze. Guziki powstały natomiast z tanich, plastikowych, obszytych tkaniną (na szczęście w tamtym czasie noszono guziki powleczone materiałem, więc to całkiem dobry patent, jeśli chcecie uszyć nieźle wyglądający kostium i nie macie miliona monet).
Pończochy to oczywiście dziecięce rajstopki - 80% bawełna! - które kosztowały zadziwiająco mało, bo tylko 5 zł.
Jeśli chodzi o samo wydarzenie, bawiłam się wspaniale. Atmosfera tej specyficznej bajkowości, która obecna jest na każdym spotkaniu w strojach i tym razem pozwoliła mi wczuć się w klimat i przenieść do zupełnie innego świata.
Bal rozpoczęliśmy polonezem, to chyba był taniec, z którym najlepiej sobie poradziłam. Szkockie kontredanse wydają się takie przyjemne, w rzeczywistości zatańczenie tego, a wcześniej jeszcze dużo trudniejsza nauka, wcale nie jest takie łatwe! Dlatego też dużą część balu spędziłam spacerując w sukni, delektując się historycznym klimatem i rozmawiając z innymi gośćmi.
Zostałam również zaproszona na tajne przyjęcie, gdzie w blasku świec wsłuchiwaliśmy się w barokowe melodie i prowadziliśmy niezwykle ciekawe rozmowy z jeszcze ciekawszymi ludźmi. Wznieśliśmy nawet, wzorem osiemnastowiecznych, toast ostrygami (zdecydowanie nie polecam).
Tak po prawie sześciu godzinach zabawy, gdy gorset stał się narzędziem tortur i moim jedynym marzeniem było zdjęcie go, wróciłam do domu, by wydarzenia minionej nocy stały się tylko słodkim wspomnieniem.
Tematem balu był serial "Outlander", dobrze znany wszystkim kostiumerom i rekonstruktorom. Osiemnastowieczną sukienkę miałam już w szafie, uszyłam ją na VII pszczyński piknik. By trochę tę moją anglezkę odświeżyć, doszyłam z tyłu guziki i tasiemki, którymi "podpięłam" spódnicę tworząc coś na kształt robe a la polonaise (właściwa nazwa tego typu sukni to robe a l'anglaise retroussee). Co do spódnicy spodniej, stwierdziłam, że muszę zrobić nową - stara, poliestrowa zdecydowanie nie wyglądała historycznie, a tym bardziej nie pasowała do szkockich klimatów "Outlandera". Zakupiłam więc brązową bawełnę i z małymi problemami po drodze, stworzyłam z niej całkiem ładną spódnicę, która może służyć i jako halka, i jako spódnica do bardziej mieszczańskich sylwetek.
![]() |
Fot. Monika Kozień |
W tym roku nie ominęło mnie również szycie męskiego stroju. Nauczona jednak poprzednimi błędami, wykonałam go dużo staranniej i "poprawniej historycznie". Zrobiony z, kostiumowy boże, wybacz, ciemnoszarej bawełny podszytej prześcieradłami, które miałam w domu, prezentuje się zadziwiająco dobrze. Guziki powstały natomiast z tanich, plastikowych, obszytych tkaniną (na szczęście w tamtym czasie noszono guziki powleczone materiałem, więc to całkiem dobry patent, jeśli chcecie uszyć nieźle wyglądający kostium i nie macie miliona monet).
Pończochy to oczywiście dziecięce rajstopki - 80% bawełna! - które kosztowały zadziwiająco mało, bo tylko 5 zł.
![]() |
Fot. Monika Kozień |
Jeśli chodzi o samo wydarzenie, bawiłam się wspaniale. Atmosfera tej specyficznej bajkowości, która obecna jest na każdym spotkaniu w strojach i tym razem pozwoliła mi wczuć się w klimat i przenieść do zupełnie innego świata.
Bal rozpoczęliśmy polonezem, to chyba był taniec, z którym najlepiej sobie poradziłam. Szkockie kontredanse wydają się takie przyjemne, w rzeczywistości zatańczenie tego, a wcześniej jeszcze dużo trudniejsza nauka, wcale nie jest takie łatwe! Dlatego też dużą część balu spędziłam spacerując w sukni, delektując się historycznym klimatem i rozmawiając z innymi gośćmi.
Zostałam również zaproszona na tajne przyjęcie, gdzie w blasku świec wsłuchiwaliśmy się w barokowe melodie i prowadziliśmy niezwykle ciekawe rozmowy z jeszcze ciekawszymi ludźmi. Wznieśliśmy nawet, wzorem osiemnastowiecznych, toast ostrygami (zdecydowanie nie polecam).
Tak po prawie sześciu godzinach zabawy, gdy gorset stał się narzędziem tortur i moim jedynym marzeniem było zdjęcie go, wróciłam do domu, by wydarzenia minionej nocy stały się tylko słodkim wspomnieniem.
Planowałam jechać, ale jednak się nie zdecydowałam i żałuję. A rok pojadę, mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńTwoja suknia wygląda pięknie i jest uszyta idealnie 💖
Dziękuję! Bardzo mi miło ^^ Mam nadzieję, że zobaczymy się za rok!
Usuń